czwartek, 24 maja 2012

...

Na chwilę obecną nie mam ochoty na nic. Mam problemy w szkole, ze znajomymi z klasy, wszyscy mnie o wszystko obwiniają. Za kilka dni mam ważny dzień, a siedzę z gorączką, zapchanym nosem, ze spuchniętymi migdałami i ledwo, co mogę z siebie wydusić jakikolwiek dźwięk. Chcę zasnąć i obudzić się pod koniec czerwca. Dlaczego wszyscy wymagają ode mnie tylu rzeczy, a później nie doceniają mojego wkładu pracy? Staram się. Robię sama to, co powinno zrobić masa innych osób. Od początku mówiłam, że nie dam rady, ale wszyscy mają mnie za dokładnego i uporządkowanego kujonka, który nad wszystkim czuwa. Wiem, że to jest sprzeczne z tym, co dotychczas pisałam, ale w obecnej chwili nie chce mi się żyć. Nic mnie tu nie trzyma. To nie jest tak, że będę teraz próbowała sobie coś zrobić, bo wiem, że po każdej burzy przychodzi słońce (czy jak to tam było), ale po prostu chcę, żeby się już pewien etap zakończył. Od jakiegoś czasu nic mi się nie układa. Wszyscy są na mnie źli i zganiają wszystko na mnie. Pokazuję efekty swojej pracy. Osoba nadzorująca, akceptuje to, a potem, gdy przychodzi do końca nasza współpraca, a ja na niefart jestem chora, to okazuje się, że opieprza innych, bo JA nie zrobiłam tego i tamtego. Był harmonogram, który sama zrobiłam. Do wszystkiego się dostosowałam jako JEDYNA i później okazuje się, że ja nie nie pokazałam tego harmonogramu (bo przepraszam bardzo, jeśli zwala się sobie na głowę wiele spraw i zapomina się wielu rzeczy to ja tu nic już nie będę dodawać), nie przychodziłam na konsultacje (które o dziwo ja jakoś pamiętam) i nagle osoby, które nawet nie wydrukowały gotowych już rzeczy, muszą zrobić coś więcej. Nagle nie ma osoby, która może Cię bronić, która przypomni komu trzeba Twój wkład. Zobaczymy jak się jutro sprawy potoczą. Spróbuję się nie denerwować, gdy jutro będę miała niezły ochrzan. Jestem nerwową osobą i mogę nieźle napyskować....


"Brak mi już słów, aby wyrazić jak smutno mi, jak bardzo smutno mi..."

piątek, 18 maja 2012

Present! :)

Cześć, cześć. Wreszcie jestem! Bardzo mocno Was przepraszam za moją długą nieobecność, ale niestety przyczyny niezależne ode mnie zablokowały mi do Was dostęp. Najpierw popsuł mi się laptop. Dałam koledze, żeby sprawdził, ale on powiedział, że lepiej oddać do serwisu, bo jest jeszcze na gwarancji. Tam okazało się, że muszę na niego czekać ponad dwa tygodnie. Później musiałam mieć wymienianego livebox'a, a gdy już go dostałam okazało się, że był wadliwy (i ten wadliwy, który miał być dobry, znów był wadliwy ;/). Podłączał go mój brat i myśleliśmy, że robił coś źle lub w jakiś sposób go uszkodził, więc musieliśmy czekać aż ktoś z tp do nas przyjdzie. a jak wiecie jeszcze po drodze tych wszystkich wypadków był weekend majowy i nikt nie mógł mi pomóc. Mówię, Wam jakaś masakra...  

Ktoś mnie prosił(ten Ktoś to Bibi, którą serdecznie pozdrawiam :)), żebym powiedziała co się teraz dzieje z tym moim 'zagubionym' kolegą. Wiem tylko, że olali go "kumple" albo on olał ich. W każdym bądź razie, wydaje mi się, że coś mu w końcu weszło do tej głowy. Przynajmniej takie mam wrażenie, bo rozmawiałam z nim kilka razy i wydaje mi się, że wreszcie wrócił z wakacji ten sam człowiek. Próbowałam się coś wypytać, ale on nie chce o tym gadać, to ja nie będę naciskać, ale powiedziałam mu, że jeśli będzie chciał to zawsze może ze mną pogadać. I w sumie o tyle. Teraz rzadko wychodzi na dwór, bo chyba boi się wrócić do swojego dawnego, muzycznego towarzystwa. Rozmawiałam już z nimi i powiedzieli, że nie mają nic mu za złe i nie trwonią do niego urazy. Jeżeli będzie chciał wrócić, to przyjmą go z otwartymi ramionami. Jutro mam zamiar mu to przekazać i mam nadzieję, że wreszcie będzie po staremu, bo dotychczas wszyscy byliśmy przejęci jego losem. Wiedziałam, że jest mądrą osobą i w końcu zrozumie, co robił źle i to zmieni. 

To tyle na dzisiaj. Jeszcze raz przepraszam za moją długą nieobecność. Byłabym wdzięczna, jeśli napisalibyście, o czym chcecie przeczytać w następnym poście! :) Jestem otwarta na Wasze propozycje :) Życzę sobie i Wam miłego i ciepłego weekendu :) 
xoxo
Liz.