środa, 29 maja 2013

Znowu to sam.

     Właśnie wróciłam ze szkoły, zaczął się długi weekend, a ja? Siedzę od tygodnia w domu. Dlaczego? Bo nikt nie ma dla mnie czasu. A nie przepraszam. Mają dwie koleżanki, które         w przerwie między chłopakiem, a szkołą idą ze mną na piętnastominutowy spacer. Rozumiem, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze, ale żeby NIKT z moich przyjaciół nie miał dla mnie czasu? Czuję się jak śmieć. Dosłownie. Najczęściej wychodzę z dwiema koleżankami X i Y, ale... Od jakiegoś tygodnia albo idą do swoich chłopaków, albo oni idą do nich. Dzisiaj mam wytyczony czas tylko do godz. 15:30, bo później sobie idą. Jutro też nie mają czasu,       bo też gdzieś tam idą, a w piątek umówili się na mieście. I tak cały czas. Ale za to w sobotę znajdzie się dla mnie czas, bo owi chłopcy gdzieś tam wyjeżdżają czy coś. A nie, koleżanka      X jedzie na urodziny dziadka (?) Fajnie, ale ja jutro pojadę chyba do ciotki, żeby nie siedzieć samemu w domu. Więc w sobotę Y będzie siedziała sama w domu. Jak smutno.
     Gdy dzwonie do innych znajomych to każdy ma coś do roboty. Jeden się uczy, drugi pomaga rodzicom, trzeci  dopiero wrócił ze szkoły i jest zmęczony, czwarty idzie do kościoła, piąty jest chory, szósty wyjechał, siódmemu nie dochodziły smsy, a w innym przypadku wiadomości rzekomo nie dochodziły do mnie. No tak, przecież nikt nie wie gdzie mieszkam. Czuję, że wszyscy się ode mnie oddalają, stopniowo. Jesteśmy razem tylko na imprezach. Zobaczymy co będzie za rok, gdy będziemy się widywać tylko w weekendy. Może całkiem     o mnie zapomną? Czasami wydaje mi się, że już zapomnieli...
     Jak na razie zostają mi tylko moje dwa wierne psiaki. One mnie nigdy nie zawiodą, zawsze wysłuchają i zechcą pójdź na spacer....

niedziela, 19 maja 2013

Dużo czasu, ale jednak mało.

Ostatnio czuję się trochę opuszczona i osamotniona. Wszyscy moi znajomi są zajęci sobą. Jedni mają zapiernicz w szkole, drudzy spędzają czas ze swoją 'drugą połówką'. Zostałam tylko ja jedyna biedulka, która nie ma żadnych konkretnych obowiązków, a tym bardziej osoby, z którą mogłaby się cieszyć każdą wolną chwilą.  Jak tak to się ma wielu przyjaciół i znajomych, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że jest ich niewielu. Dzisiaj umówiłam się z koleżankami dopiero wieczorem, bo "pojechały do chłopaków", czyli przyjadą o takiej godzinie, która mi akurat nie będzie odpowiadać. Z jednej strony jest mi smutno, a z drugiej cieszę się ich szczęściem. Dlatego też nie mam o czym tutaj pisać. Ostatni miesiąc jest mega nudny. Może dlatego, że mój tato jest teraz w domu i na każdym korku mnie kontroluje. Coś czuję, że rodzice przestają mi ufać na podstawie domniemanych historii zaczerpniętych z głupkowatych programów telewizyjnych. Nie zdają sobie sprawy, że mam swój rozum i nie jestem na tyle nieodpowiedzialna, żeby zajść w ciąże w bardzo młodym wieku lub brać jakieś prochy. Czasami boję się przyprowadzać kolegów do domu, bo ojciec mierzy ich jakby mieli zrobić mi krzywdę. Chyba wolałby najpierw ich wykastrować, wtedy MOŻE by ich zaakceptował. Na szczęście w przyszłym roku będę niemalże cały czas poza domem, więc nikt nie będzie mi dyktował co mam robić... 

Mam nadzieję, że nie czujecie się opuszczeni. W sumie to macie ku temu powody. Rozumiem. Też bym się tak czuła. Ale wkrótce pojawi się coś z mojego życia. Już niedługo, obiecuję.