czwartek, 28 marca 2013

My problem...

Nie wiem jak to zrobiłam, ale czuję się znacznie lepiej. Dokucza mi jedynie duszący, suchy kaszel i katar zatokowy, ale da się przeżyć. Najgorszy jest ten kaszel, bo dzisiaj i jutro musiałam odwołać śpiewanie psalmów (kolega się zlitował :)) Niestety do Soboty muszę być już w pełni sprawna, bo czeka mnie trochę śpiewania. Dać radę trzeba, bo nie lubię zawodzić :) 
Niestety czeka mnie też trochę nauki, na którą zmierzam przeznaczyć najbliższe dni. W wolnym czasie będę uczyć się z chemii. Mam wiele zaległości, bo przez dwa lata wszystko lekceważyłam, a już dawno zaczęły się powtórki do egzaminu. W czwartek zapowiedziana kartkówka z kochanych soli. Dla wielu to dziwne, ale w drugiej klasie przeżyłam bez znajomości wartościowości (wiem, głupi rym), mimo iż zaliczyłam je na 5. Sole udało mi się załapać na marne 3, ale to i tak była jedna z lepszych ocen. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że jestem obrzydliwym leniem, któremu nie chce nauczyć się kilku prostych rzeczy. Może gdybym nie była uważana za jedną z najlepszych uczennic w szkole, to mój stosunek do nauki byłby inny. Na dzień dzisiejszy mam na wszystko 'wylane' i nie potrafię się przemóc. Nie przekonują mnie groźby, prośby, błagania, kary... W świadomości wiem, że muszę wziąć się za siebie, ale fizycznie nie mam na to najmniejszego zamiaru. NIE POTRAFIĘ wziąć książki i przeczytać jej w spokoju. Nie potrafię się uczyć, gdy mam zacząć to robić czuję jakieś dziwne odrętwienie nóg, rąk, pleców... Jestem osobą, która całe życie przeżyła na wiedzy ze ściąg lub nabytej poprzez oglądanie, słuchanie albo z logicznego myślenia. Może to wynika z mojej inteligencji, może głupoty. Chcę osiągnąć wiele, ale nie mam chęci żeby się za to w jakiś sposób wziąć. Łudzę się, że wszystko dostanę podane na tacy, że wszystko przyjdzie mi gładko. Wiem, że tak nie będzie, ale żyję w przekonaniu "co będzie to będzie, ale źle nie będzie". Czuję się z tym wszystkim źle, ale nie potrafię się przemóc!! Czasami zastanawiam się czy nie powinnam pójść do kogoś, kto by mnie wysłuchał, dał rade i pomógł. Czasami czuję się, jak osoba chora psychicznie... Pewnie wielu z Was sobie tak o mnie pomyśli...

sobota, 23 marca 2013

Sick.

Kilka dni temu dopadła mnie straszliwa chrypa. Wszyscy dookoła śmiali się ze mnie, że przechodzę mutacje. Od wczoraj towarzyszy mi również katar. Myślałam, że to za chwilę przejdzie. Nic prócz gardła mnie nie bolało, gorączki nie miałam. W sumie do teraz nie mam. Gdy obudziłam się dziś rano, od razu zmierzyłam temperaturę. Wszystko w normie. Koleżanki namawiały mnie na wyjście na miasto. Zgodziłam się. I tu właśnie był mój wielki błąd. Przy temperaturze -13 stopni, nawdychałam się okropnie zimnego powietrza. Na nic zadało się grube ubranie i ciepła czapka. Po dwóch godzinach bycia na dworze, mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Od tej pory nawet mówienie szeptem sprawia mi okropny ból. Smaruję się różnymi dziwnymi maziami, piję hektolitry herbaty z syropem z jakiejś tam rośliny (mikstura mojej babci, sławna w okolicy). Nic nie przynosi mi ulgi. Czuję się strasznie. Pierwszy raz płaczę z bólu przy kaszleniu. Na szczęście nie mam gorączki. Do lekarza nie chcę iść. Zauważyłam, że na byle przeziębienie przepisuje się u nas antybiotyk. Dla mnie jest to niedorzeczne. Po co mi zwalczać bakterie, gdy mam wirusa? Ludzie przyzwyczaili się do cudownego działania antybiotyku. Śmieszy mnie to, bo tak naprawdę wykazują się swoją niewiedzą. Później się dziwią, że przy prawdziwym wirusie leki na nich nie działają. Odpowiedź jest prosta i klarowna - wirusy się uodporniły. Ot, dlaczego nie lubię lekarzy rodzinnych. Ale nie o tym dzisiaj mowa. Macie może jakieś sprawdzone, domowe sposoby na walkę z uporczywym bólem gardła i katarem? Jeżeli tak, to bardzo proszę o pomoc, bo mam ochotę odrąbać sobie głowę (tak wiem, dziwnie to brzmi).

Pozdrawiam. 
Cierpiąca Liz.

sobota, 16 marca 2013

muzykoterapia

Chciałabym chodź przez chwilę poczuć, że twardo stąpam po ziemi Jak na razie czuję pod nogami kruchy lód, który topnieje za mną, wraz z pojawiającymi się promieniami słońca. Chciałabym wreszcie zaznać satysfakcji, która już dawno ode mnie odeszła. Nie zawsze chcieć to znaczy móc. Czasami są takie sytuacje w życiu, które nie pozwalają nam na coś, chociaż bardzo się staramy. Jestem tego doskonałym przykładem. Kiedy tylko mam szansę spełnienia swojego little dream, to jakaś przeszkoda nie do pokonania staje mi na drodze. Już dawno przestałam wierzyć, że marzenia się spełniają. Nie u mnie. Im częściej o czymś myślę, tym większe prawdopodobieństwo, że się nie uda. Mimo tego nie poddaję się. Dalej w głębi wierzę, że kiedyś los się do mnie uśmiechnie, bo nigdy nie miałam tego, na czym mi na prawdę zależało. Może za mało się staram? Może na to nie zasługuje? Może za mało chcę? Może za dużo wymagam? Ale czy jestem aż tak złym człowiekiem, żeby spotykały mnie takie klęski? Niczego w życiu nie mogę być pewna. Nawet, gdy ktoś pyta mnie, gdzie idę dalej do szkoły, to odpowiadam, że nie wiem lub zmieniam temat. Wszyscy dookoła mnie są już sprecyzowani, co do dalszej drogi kształcenia tylko nie ja. Zawsze jest przecież jakiś warunek, jakieś 'ale'. Nic mnie już w moim życiu nie zdziwi... Czasami mam ochotę oddać się pod służbę Opatrzności. Ale nawet tego nie jestem pewna...



Płynie się zawsze do źródeł pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci.
 Muzykoterapia.