poniedziałek, 11 listopada 2013

Jest tu ktoś jeszcze?

Długi weekend przeminął w mgnieniu oka. Ostatnimi czasy latam jak z przysłowiowym pieprzem. Mało śpię, dużo się uczę. Jestem w ciągłym biegu szkoła-dom-schronisko-gabinet i tak w kółko. Co chwilę coś się dzieje. Zmęczenie daje się we znaki. Potrzebuję długiego odpoczynku. W zupełnej ciszy, w ciemnym pomieszczeniu z wygodnym łóżkiem. Nic więcej mi nie trzeba. Chciałabym po prostu przez kilka dni mieć poczucie spełnienia, przestać myśleć o natłoku nauki i zadań, które muszę wykonać. Jest ciężko. Nie mam sposobu na nauke, nie wiem jak się zmotywować, od czego zacząć, jak to zorganizować. Ogarnia mnie wszechobecne lenistwo i bezradność, a materiału wciąż przybywa. Nie miejsce mi za złe, że tu nie wchodzę, ale każdą wolną chwilę spędzam z przyjaciółmi lub odpoczywam. Niestety mieszkam w internacie, a tam (przynajmniej narazie) nie mam dostępu do internetu, a nie każdy weekend spędzam w domu. Nie wiem czy ktoś jeszcze czyta mojego bloga. To moja wina, moje zaniedbanie. Przez całe to zamieszanie w moim życiu, nie mam co opisywać. Nic się ciekawego nie dzieje. 

Na mnie już pora. Oczy zamykają mi sie same. Jutro kolejny pracowity dzień. Trzymajcie kciuki...




"Żeby dojść do źródła trzeba iść pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci..."

sobota, 12 października 2013

Kiełbie we łbie

Od rana czułam się dziwnie. Kręciło mi się w głowie. Wypiłam jakąś kawę i poszłam sprzątać (jesienią często mam problemy z ciśnieniem, ale po kawie zawsze mi lepiej;)). Ok. 15 dostałam cynk od koleżanki, że w mieście organizowany jest jakiś koncert. Zgodziłam się bardzo chętnie. O 16 zebraliśmy się ze znajomymi na rynku i wyruszyliśmy do pobliskiego domu kultury. Wszystko było ok, gdyby nie to, że było mi strasznie zimno. Czyłam, że głowa mi paruje, a po plecach przechodzą mi zimne dreszcze. Oczy zaczęły mnie dziwnie szczypać. Pomyślałam, że to ze zmęczenia. Jutro się wyśpię i wszystko będzie cacy. Niestety się myliłam. Przyszłam do domu i rodzice od razu zauważyli po moich oczach, że jestem chora. Mam 38.8 stopni gorączki, światłowstręt. Do tego bolą mnie migdały i węzły chłonne. Zobaczymy, jak będzie jutro. Boję się, że znowu dopada mnie ta starszna angina. We wtorek mam zajęcia praktyczne w szkole i do tego czasu muszę wyzdrowieć, bo mam mega dużo nauki na ten przedmiot, a jeśli nie będzie mnie na nim, to będę musiała jakoś odrobić po lekcjach. Nie będzie to wygodne dla mnie i dla lekarza prowadzącego, więc jutro mimo możliwej gorączki, siadam pilnie i się uczę. Obecnie mam mroczki przed oczami, mama zrobiła mi już zimne okłady. Idę spać, bo inaczej umrę. Trzymajcie za mnie moooooocno kciuki!

Pozdrawiam, Liz.

niedziela, 6 października 2013

Mały wielki powrót.

Pojawiam się i znikam. Irytujące to, wiem. Ale musiałam odetchnąć. Nawet nie wiecie ile razy próbowałam coś tu napisać, ale za każdym razem wydawało mi sie to bez sensu. 

Wakacje nudne jak falaki z olejem. Całe dwa miesiące przepracowałam. Albo pilnowałam dziecka, albo pomagałam w schronisku. Byłam na pełnych obrotach 24h. Teraz mieszkam w internacie, wiec to też mnie w jakiś sposób ogranicza. No właśnie. Jestem w technikum weterynaryjnym, do którego tak bałam się iść. Jest fajnie, ale natłok zajęć i nauki mnie przygniata. Mam nadzieję, że tylko przez pierwszy rok będzie tak ciężko. W tydzień muszę nauczyć się 9 stron A4 z anatomii. Uczącego mnie lekarza nie obchodzi, że tego dnia mam jeszcze angielski, matematyke, historię i chów, na których też specjalnie mało materiału do nauki nam nie dają. Nikt nas nie oszczędza. Jest ciężko, ale mam nadzieję, że to przetrwam. W internacie jest fajnie, nawet bardzo, ale warunków do nauki tam za bardzo nie ma. Mieszkam z dwoma koleżankami, kiedy trzeba to się uczymy, ale wiadomo jak jest. Każdej się coś nagle przypomni i gadamy o głupotach, w czasie gdy powinnyśmy ostro zakuwać. Dlatego też przywożę naukę do domu, ale i to nie zdaje egzaminu. Od piątku nawet nie otworzyłam książki, a jutro kartkówka z biologii, we środę kartkówka z rozpoznawania ras zwierząt, a na czwartek znowu do nauczenia mięśnie. Zaraz mam jeszcze zamiar zrobić zadanie z angielskiego i nauczyć się na poprawę kartkówki z fizykii. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Trzeba iść pod prąd, aby dojść do celu. 

Dzisiaj juz wyjeżdżam, więc najprawdopodobniej odezwę się w weekend. Mam nadzieję, że nikt jeszcze o mnie nie zapomniał. Przepraszam, ale musiałam się oswoić z nowym otoczeniem i z tym wszystkim, co jest teraz na mojej drodze. 

Trzymajcie za mnie kciuki. Odezwijcie się, co tam u Was słychać. Pozdrawiam i do następnego razu ;)

Liz.

czwartek, 27 czerwca 2013

Chłopak stojący nienaturalnie blisko.

Pamiętacie jak mówiłam jakiś czas temu, że coś chcę Wam powiedzieć? A więc, jak już tytuł posta wskazuje, będzie mowa o 'chłopaku stojącym nienaturalnie blisko'. Jak wiecie jutro kończę gimnazjum, a jak to tradycyjnie bywa tańczy się poloneza. Z racji tego, iż nie mieliśmy oficjalnej imprezy, tańczymy go jutro. Pewnie się domyślacie co chcę powiedzieć. Tak, tańczę z 'chłopakiem stojącym nienaturalnie blisko', w dodatku w pierwszej parze. Gdy nauczyciel wybierał nam partenrów stresowałam się niesamowicie. Oczywiście nie mam nic do moich innych kolegów, ale ten jest trochę inny (you know what I mean ;d). Jutro się wszystko okaże, nie pamiętam ukłądu, będziemy improwizować. W tym jesteśmy dobrzy, bo na próbach nikt się nie zorientował, jak zmieniliśmy co nieco. 
Kilka dni temu wspominałam jak to wszystko było, od początku szkoły (prawie wszyscy chodziliśmy do jednego przedszkola, podstawówki i gimnazjum) i zdałam sobie sprawę, że 'chłopak stojący nienaturalnie blisko' nie był mi nigdy obojętny. Zawsze mnie coś w nim pociągało, podobało, fascynowało, interesoało (nie wiem jakich słowa będą tu odpowiednie). To chyba taka moja 'pierwsza niespełniona miłość'. Niestety życie to nie film, w którym brzydkie kaczątko zamienia się w pięknego łabędzia. Nigdy mu nie dorównam, nigdy mu się nie spodobam, nigdy nie będę wystarczająco ładna i zabawna. Chyba się z tym pogodziłam. Szczególnie teraz, gdy chyba coś zaczyna się dziać miedzy nim, a moją dobrą koleżanką. Nikomu nigdy o swoich uczuciach nie mówiłam, bo sądziłam, że to nie ma sensu. Nawet nie chcę nikomu o tym mówić, ale jest mi cieżko. Czasami wydaje mi się, że był dla mnie taki miły, przyjazny i wgl tylko dlatego, że miał w tym ineteres. Mimo iż zawsze sobie pomagaliśmy i zawsze mogliśmy liczyć na swoją wzajemną pomoc. Zmienię szkołę, zajmę się czymś innym, poznam nowych ludzi, może zapomne...


Jak tam plany na wakacje? U mnie narazie bez szału, musze zarobić kasę. Będę opowiekować się przez jakiś czas dzieckiem. Ewentualnie jakieś spontaniczny wypad z rodziną lub znajomymi :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Wielka niewidzialna

Piszę tu, bo jest mi przykro. Byłam dzisiaj z X i Y na dworze i spotkałyśmy kolegów. Przysiadłyśmy się do nich i jakoś tak się rozkręciło. Oczywiście ja prawie nic nie gadałam. Czułam się wręcz olewana. Wszyscy rozmawiali, dyskutowali, robili zdjęcia i wygłupiali się, a ja jedna siedziałam z boku. Gdy zrobiło się dośc gwarno, jeden z kolegów powiedział do mnie: "Nie obraź się, ale ja myślę, jakby ciebie tu nie było". Poczułam wielki cios, łzy napływają mi do oczu jak o tym pomyślę. Po tych słowach nie chciałam już tam dłużej siedzieć, nikt jakoś specjalnie nie przejął się moim zniknięciem. Było to jakieś 15 min temu, nie wiem gdzie są teraz, co robią. Mało mnie to obchodzi. Zawsze jest tak, że gdy pojawi się więcej chłopaków, jestem olewana. To wszystko dla tego, że nie jestem szczupłą, ładną i wygadaną dziewczyną. Mam prawie 180 i ważę kilka kg za dużo. BMI wychodzi mi w normie, ale czuję się źle w swoim ciele szczególnie, gdy jestem z ludźmi. Moje koleżanki szczycą się swoimi poczynaniami w A6W, jakie mają mięśnie itp. a ja co najwyżej mogę się pochwalić kolejnym wałeczkiem na brzuchu. Jeszcze nigdy nie usłyszałam, że komuś się coś we mnie podoba. Nikomu nie podoba się wielki ogr. Czuję, że muszę się za siebie wziąć. Zaraz zaczynam ćwiczyć, drugi raz w tym tygodniu. Jestem zmęczona i jutro muszę wcześnie wstać, ale chcę coś osiagnąć. Niestety wzrostu i twarzy już nie zmienię. 
Chcę, aby ten dzień się już skończył. Mam dość. Chcę coś zmienić, ale nie bardzo potrafie. Postaram się, obiecuje. Do nowej szkoły pójdę parę kilo chudsza. OBIECUJĘ!

środa, 29 maja 2013

Znowu to sam.

     Właśnie wróciłam ze szkoły, zaczął się długi weekend, a ja? Siedzę od tygodnia w domu. Dlaczego? Bo nikt nie ma dla mnie czasu. A nie przepraszam. Mają dwie koleżanki, które         w przerwie między chłopakiem, a szkołą idą ze mną na piętnastominutowy spacer. Rozumiem, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze, ale żeby NIKT z moich przyjaciół nie miał dla mnie czasu? Czuję się jak śmieć. Dosłownie. Najczęściej wychodzę z dwiema koleżankami X i Y, ale... Od jakiegoś tygodnia albo idą do swoich chłopaków, albo oni idą do nich. Dzisiaj mam wytyczony czas tylko do godz. 15:30, bo później sobie idą. Jutro też nie mają czasu,       bo też gdzieś tam idą, a w piątek umówili się na mieście. I tak cały czas. Ale za to w sobotę znajdzie się dla mnie czas, bo owi chłopcy gdzieś tam wyjeżdżają czy coś. A nie, koleżanka      X jedzie na urodziny dziadka (?) Fajnie, ale ja jutro pojadę chyba do ciotki, żeby nie siedzieć samemu w domu. Więc w sobotę Y będzie siedziała sama w domu. Jak smutno.
     Gdy dzwonie do innych znajomych to każdy ma coś do roboty. Jeden się uczy, drugi pomaga rodzicom, trzeci  dopiero wrócił ze szkoły i jest zmęczony, czwarty idzie do kościoła, piąty jest chory, szósty wyjechał, siódmemu nie dochodziły smsy, a w innym przypadku wiadomości rzekomo nie dochodziły do mnie. No tak, przecież nikt nie wie gdzie mieszkam. Czuję, że wszyscy się ode mnie oddalają, stopniowo. Jesteśmy razem tylko na imprezach. Zobaczymy co będzie za rok, gdy będziemy się widywać tylko w weekendy. Może całkiem     o mnie zapomną? Czasami wydaje mi się, że już zapomnieli...
     Jak na razie zostają mi tylko moje dwa wierne psiaki. One mnie nigdy nie zawiodą, zawsze wysłuchają i zechcą pójdź na spacer....

niedziela, 19 maja 2013

Dużo czasu, ale jednak mało.

Ostatnio czuję się trochę opuszczona i osamotniona. Wszyscy moi znajomi są zajęci sobą. Jedni mają zapiernicz w szkole, drudzy spędzają czas ze swoją 'drugą połówką'. Zostałam tylko ja jedyna biedulka, która nie ma żadnych konkretnych obowiązków, a tym bardziej osoby, z którą mogłaby się cieszyć każdą wolną chwilą.  Jak tak to się ma wielu przyjaciół i znajomych, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że jest ich niewielu. Dzisiaj umówiłam się z koleżankami dopiero wieczorem, bo "pojechały do chłopaków", czyli przyjadą o takiej godzinie, która mi akurat nie będzie odpowiadać. Z jednej strony jest mi smutno, a z drugiej cieszę się ich szczęściem. Dlatego też nie mam o czym tutaj pisać. Ostatni miesiąc jest mega nudny. Może dlatego, że mój tato jest teraz w domu i na każdym korku mnie kontroluje. Coś czuję, że rodzice przestają mi ufać na podstawie domniemanych historii zaczerpniętych z głupkowatych programów telewizyjnych. Nie zdają sobie sprawy, że mam swój rozum i nie jestem na tyle nieodpowiedzialna, żeby zajść w ciąże w bardzo młodym wieku lub brać jakieś prochy. Czasami boję się przyprowadzać kolegów do domu, bo ojciec mierzy ich jakby mieli zrobić mi krzywdę. Chyba wolałby najpierw ich wykastrować, wtedy MOŻE by ich zaakceptował. Na szczęście w przyszłym roku będę niemalże cały czas poza domem, więc nikt nie będzie mi dyktował co mam robić... 

Mam nadzieję, że nie czujecie się opuszczeni. W sumie to macie ku temu powody. Rozumiem. Też bym się tak czuła. Ale wkrótce pojawi się coś z mojego życia. Już niedługo, obiecuję.

czwartek, 25 kwietnia 2013

I po egzaminach...

Wreszcie po egzaminach. Aż się chce iść do szkoły ze świadomością, że nie będą nam ciągle przypominać o kompetencjach. Szczerze to myślałam, że będę się stresować. Byłam chyba jedyną osobą z klasy, która się niczym nie przejmowała. Miałam wszystko w du.pie i w sumie nadal mam. Wisi mi to. Wszystkich chyba zaskoczyła charakterystyka. Robiliśmy nawet zakłady i nikt nie obstawiał charakterystyki. Całkowicie o niej zapomnieliśmy. Najwięcej osób liczyło na rozprawkę, ewentualnie list lub opowiadanie. Jednakże jakoś daliśmy radę. Rano jeszcze szybko nauczycielka od historii i polskiego przypomniała nam różne zagadnienia i popytała pary dat. Nie powiem, żeby się nie przydało, ale polskiego i historii obawiałam się najmniej. Ostatnie próbne kompetencje z pl napisałam na 39/40 pkt., więc myślę, że teraz też nie będzie najgorzej :D Wczorajsza matma ponoć była banalna, no niestety nie dla mnie. Jednak nie jestem typem ścisłowca, a bardzo bym chciała. Niestety wolę bujać w obłokach, zastanawiać się "co autor miał na myśli...", analizować wiersze. O taaaak, to lubię. Przyroda też najlepiej mi chyba nie poszła. Na internecie nic nie sprawdzam, bo na każdej stronie są inne odpowiedzi, a ja większości i tak nie pamiętam jak zaznaczyłam, więc to nie ma najmniejszego sensu. Teraz próbuję się skupić na wyborze szkoły. Dokonałam już ostatecznego wyboru, ale zawsze ta wątpliwość jest. Zastanawiam się tylko, czy jak chcę składać podanie do 3 szkół, to do każdej muszę mieć osobne zaświadczenie lekarskie i kartę zdrowia (jeśli takową wymagają)? Nie wiem sama, moi poprzednicy nic nie pamiętają, a w mojej obecnej szkole nauczyciele jakoś nie palą się do pomocy. 
A Wy jeśli pisaliście kompetencje to jak je oceniacie? Ja uważam, że były dość trudne. Wydaje mi się  że w poprzednich latach były łatwiejsze... Nawet polski był trudny, z historii pytania wzięte z kosmosu. Niby były teksty źródłowe, ale trzeba było mieć szeroko pojętą wiedzę. Wszystko okaże się w czerwcu... A tak wgl idzie ktoś jutro do szkoły? Ja chyba pójdę i tak lekcje mamy 'lajtowe'. Polonistka dzisiaj pytała, jaki film chcemy oglądać, więc chyba można iść ;p


Pozdrawiam. 
Liz 

P.S.
Pamiętacie jak opowiadałam Wam o moim koledze, który mi się podoba? Dzisiaj na angielskim, jak opisywał swoją partnerkę, to napisał o wysokiej blondynce (dla przypomnienia, mam 180 cm i jestem blondynką) "A partnerka to wysoka blondynka, wiesz rozmarzyłem się". Mówił mi to i stał bardzo blisko. W sumie to przez całe te trzy dni rozmawialiśmy ze sobą dużo (szliśmy razem po egzaminy i w przerwach też często ze sobą przebywaliśmy) i stał tak nienaturalnie blisko. To nie była taka odległość, jak rozmawia się normalnie z kimś, tylko taka dość krępująca. Nie wiem czy on to robi specjalnie, świadomie, podświadomie, dla jaj czy bezmyślnie, bez żadnego kontekstu i sugestii. 
Dobra kurde, pewnie sobie coś wmawiam. Ogarnij się, ogarnij się, ogarnij się... . 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

About me tag :)

Z racji tego, że już dawno skończyły mi się pomysły na notki, postanowiłam zrobić słynny wśród youtuberowiczek about me tag, czyli po prostu tag o mnie. Niektóre pytania troszkę zmieniłam, a niektóre odjęłam, bo w moim przypadku nie miały sensu :) Mam nadzieję, że spodoba Wam się coś takiego ;)

1. Jak masz na imię?
Liz :)
2. Kiedy masz urodziny?
W marcu :)
3. Jaka była Twoja wymarzona praca w dzieciństwie?
Zawsze chciałam być panią sklepową, strażakiem, lekarzem, policjantem i weterynarzem- to ostatnie zostało mi do dzisiaj, hihihi :)
4. Czy masz chłopaka/ dziewczynę?
Obecnie nie. Gdybym miała, wiedzielibyście o tym pierwsi ;)
5. Jakiej muzyki słuchasz?
Głównie to jazz i soul, ale nie zabraknie też grunge i rocka :)
6. Czego szukasz w drugiej osobie?
Szczerości, wyrozumiałości i szacunku ;)
7. Do kogo się zwracasz, gdy jest Ci smutno?
Zależy z jakiego powodu jest mi smutno. Najczęściej do kogoś z moich przyjaciół :)
8. Ulubione jedzenie?
Kuchnia włoska <3
9. Ulubiona część garderoby?
Hm... chyba bluzki oversize :)
10. Czy masz zwierzątka?
Tak, mam dwa psiaki :)
11. Ulubione miejsce?
Zależy od nastroju. Raz lubię zatłoczone i głośne miasto, a raz spokojną wieś :p
12. Czy masz drugie imię?
Nie mam :)
13. Ulubiony przedmiot w szkole?
Chyba angielski i biologia, ale mam nudnych nauczycieli, więc jakoś nie ma przedmiotu, na który chętnie bym chodziła :|
14. Ulubiony napój?
Haha nie będę pisać tutaj takich rzeczy ;p Nie no żartuje :D Lubię wodę i sok pomarańczowy lub z czarnej porzeczki <3
15. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka w tym momencie?
Hm... nie mam ulubionej, ale w obecnej chwili w moich słuchawkach brzmi Lemon - Pizno <3
16. Jakie imiona nadałabyś dzieciom?
Chłopiec: Adaś, Piotruś, Wojtuś, Kajetan i chyba to wszystko ;p
Dziewczynka: Tu jest problem, bo jakoś nie specjalnie podobają mi się damskie imiona, ale chciałabym jakoś oryginalnie dość ;p
17. Czy uprawiasz jakiś sport?
Zawodowe lenistwo :)
18. Ulubiona książka?
Ogólnie to ja nie mam "nic ulubionego", ale czytam wiele książek wojennych i podróżniczych. Szczególnie o Afryce :)
19. Ulubiony kolor?
Niebieski, zielony i czarny to chyba takie najlepsze moim zdaniem :)
20. Ulubione zwierzątko?
Uwielbiam wszystkie zwierzaki, ale od niektórych wolałabym trzymać sie z daleka :)
21. Ulubione perfumy?
Naomi Cambel Cat Deluxe <3
22. Ulubione święto?
Chyba Wielkanoc :)
23. Czy kiedykolwiek byłaś za granicą? Ile razy?
Byłam raz w Niemczech i dwa razy w Czechach ;x
24. Czy mówisz w innych językach?
Perfekcyjnie posługuję się łaciną podwórkową ;p a tak poza tym to dość dobrze po angielsku i bardzo podstawowo dogadam się po niemiecku :)
25. Czy masz rodzeństwo?
Tak, mam dwie siostry i brata :)
26. Ulubiony sklep?
Oczywiście, że sh! :dd 
27. Ulubiona restauracja?
Hm... nie mam ulubionej, bo rzadko jem na mieście, ale pewnie coś z fast foodem ;x ;o
28. Czy lubisz szkołę?
Budynek jest całkiem w porządku :)
29. Ulubiony film?
I znowu się powtórzę, że nie mam ulubionego, ale kocham polskie komedie (typu Sami Swoi, U Pana Boga w..., Chłopacy nie płaczą itd.) :))
30. Ulubiony program telewizyjny?
Nie oglądam telewizji, więc tutaj nie mogę się wypowiedzieć :)
31. Jaki masz telefon?
htc desire x
32. Ile masz wzrostu?
Na moje nieszczęście prawie 180 cm ;x :(

Mam nadzieję, że się Wam spodobało. Wiem, że to trochę odmóżdżające, ale naprawdę nie mam pomysłu na notki, wybaczcie :( Ale myślę, że czasami można zrobić jakiś tag :)

Jeżeli macie jakieś propozycje na notki lub macie do mnie jakieś pytania, proszę pisać w komentarzach ;))






sobota, 6 kwietnia 2013

!!

Nienawidzę swojego organizmu! Dwa tygodnie temu cały weekend przecierpiałam z zapaleniem pęcherza moczowego, tydzień później miałam paskudną grypę, a teraz? Od czwartku mam grypę jelitową/żołądkową (czy jak to się tam nazywa). Jest mi strasznie niedobrze! Nie mogę jeść, pić, stać, siedzieć, leżeć. Boli mnie kręgosłup, tyłek, żołądek, bark, głowa, kolana i nogi. Jestem tak niesamowicie zła, że nawet sobie nie wyobrażacie. Kolejny wolny czas przesiedzę w domu z okropnym choróbskiem. Mam dość tych wszystkich leków, wafli, sucharków, biszkoptów i herbat miętowych. Potrzebuje wreszcie jakiegoś odprężenia, bo ostatnimi czasy żyję w ciągłym stresie. Egzaminy tuż za rogiem, nauczyciele prawią kazania, a rodzice naciskają na naukę. Dyrektorka co chwile marudzi, że symulujemy choroby. W dodatku zbliża się termin składania podań, na stronie mojej szkoły nie ma nic na temat rekrutacji i dokumentów. Muszę jechać do fotografa zrobić zdjęcia, załatwić wszystko związanego ze szkołą. Strasznie się boję, że zapomnę o czymś ważnym. Ze znajomymi nie wychodziłam na dłużej od jakiegoś miesiąca, ale co tam, przecież jest tak fajnie. Mam nadzieję, że obudzę się jutro w świetnym humorze, pogoda za oknem będzie cudowna i nie będzie mi już nic dolegać. Marzę o tym! 


Pozdrawiam.
Zdeterminowana Liz.

czwartek, 28 marca 2013

My problem...

Nie wiem jak to zrobiłam, ale czuję się znacznie lepiej. Dokucza mi jedynie duszący, suchy kaszel i katar zatokowy, ale da się przeżyć. Najgorszy jest ten kaszel, bo dzisiaj i jutro musiałam odwołać śpiewanie psalmów (kolega się zlitował :)) Niestety do Soboty muszę być już w pełni sprawna, bo czeka mnie trochę śpiewania. Dać radę trzeba, bo nie lubię zawodzić :) 
Niestety czeka mnie też trochę nauki, na którą zmierzam przeznaczyć najbliższe dni. W wolnym czasie będę uczyć się z chemii. Mam wiele zaległości, bo przez dwa lata wszystko lekceważyłam, a już dawno zaczęły się powtórki do egzaminu. W czwartek zapowiedziana kartkówka z kochanych soli. Dla wielu to dziwne, ale w drugiej klasie przeżyłam bez znajomości wartościowości (wiem, głupi rym), mimo iż zaliczyłam je na 5. Sole udało mi się załapać na marne 3, ale to i tak była jedna z lepszych ocen. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że jestem obrzydliwym leniem, któremu nie chce nauczyć się kilku prostych rzeczy. Może gdybym nie była uważana za jedną z najlepszych uczennic w szkole, to mój stosunek do nauki byłby inny. Na dzień dzisiejszy mam na wszystko 'wylane' i nie potrafię się przemóc. Nie przekonują mnie groźby, prośby, błagania, kary... W świadomości wiem, że muszę wziąć się za siebie, ale fizycznie nie mam na to najmniejszego zamiaru. NIE POTRAFIĘ wziąć książki i przeczytać jej w spokoju. Nie potrafię się uczyć, gdy mam zacząć to robić czuję jakieś dziwne odrętwienie nóg, rąk, pleców... Jestem osobą, która całe życie przeżyła na wiedzy ze ściąg lub nabytej poprzez oglądanie, słuchanie albo z logicznego myślenia. Może to wynika z mojej inteligencji, może głupoty. Chcę osiągnąć wiele, ale nie mam chęci żeby się za to w jakiś sposób wziąć. Łudzę się, że wszystko dostanę podane na tacy, że wszystko przyjdzie mi gładko. Wiem, że tak nie będzie, ale żyję w przekonaniu "co będzie to będzie, ale źle nie będzie". Czuję się z tym wszystkim źle, ale nie potrafię się przemóc!! Czasami zastanawiam się czy nie powinnam pójść do kogoś, kto by mnie wysłuchał, dał rade i pomógł. Czasami czuję się, jak osoba chora psychicznie... Pewnie wielu z Was sobie tak o mnie pomyśli...

sobota, 23 marca 2013

Sick.

Kilka dni temu dopadła mnie straszliwa chrypa. Wszyscy dookoła śmiali się ze mnie, że przechodzę mutacje. Od wczoraj towarzyszy mi również katar. Myślałam, że to za chwilę przejdzie. Nic prócz gardła mnie nie bolało, gorączki nie miałam. W sumie do teraz nie mam. Gdy obudziłam się dziś rano, od razu zmierzyłam temperaturę. Wszystko w normie. Koleżanki namawiały mnie na wyjście na miasto. Zgodziłam się. I tu właśnie był mój wielki błąd. Przy temperaturze -13 stopni, nawdychałam się okropnie zimnego powietrza. Na nic zadało się grube ubranie i ciepła czapka. Po dwóch godzinach bycia na dworze, mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Od tej pory nawet mówienie szeptem sprawia mi okropny ból. Smaruję się różnymi dziwnymi maziami, piję hektolitry herbaty z syropem z jakiejś tam rośliny (mikstura mojej babci, sławna w okolicy). Nic nie przynosi mi ulgi. Czuję się strasznie. Pierwszy raz płaczę z bólu przy kaszleniu. Na szczęście nie mam gorączki. Do lekarza nie chcę iść. Zauważyłam, że na byle przeziębienie przepisuje się u nas antybiotyk. Dla mnie jest to niedorzeczne. Po co mi zwalczać bakterie, gdy mam wirusa? Ludzie przyzwyczaili się do cudownego działania antybiotyku. Śmieszy mnie to, bo tak naprawdę wykazują się swoją niewiedzą. Później się dziwią, że przy prawdziwym wirusie leki na nich nie działają. Odpowiedź jest prosta i klarowna - wirusy się uodporniły. Ot, dlaczego nie lubię lekarzy rodzinnych. Ale nie o tym dzisiaj mowa. Macie może jakieś sprawdzone, domowe sposoby na walkę z uporczywym bólem gardła i katarem? Jeżeli tak, to bardzo proszę o pomoc, bo mam ochotę odrąbać sobie głowę (tak wiem, dziwnie to brzmi).

Pozdrawiam. 
Cierpiąca Liz.

sobota, 16 marca 2013

muzykoterapia

Chciałabym chodź przez chwilę poczuć, że twardo stąpam po ziemi Jak na razie czuję pod nogami kruchy lód, który topnieje za mną, wraz z pojawiającymi się promieniami słońca. Chciałabym wreszcie zaznać satysfakcji, która już dawno ode mnie odeszła. Nie zawsze chcieć to znaczy móc. Czasami są takie sytuacje w życiu, które nie pozwalają nam na coś, chociaż bardzo się staramy. Jestem tego doskonałym przykładem. Kiedy tylko mam szansę spełnienia swojego little dream, to jakaś przeszkoda nie do pokonania staje mi na drodze. Już dawno przestałam wierzyć, że marzenia się spełniają. Nie u mnie. Im częściej o czymś myślę, tym większe prawdopodobieństwo, że się nie uda. Mimo tego nie poddaję się. Dalej w głębi wierzę, że kiedyś los się do mnie uśmiechnie, bo nigdy nie miałam tego, na czym mi na prawdę zależało. Może za mało się staram? Może na to nie zasługuje? Może za mało chcę? Może za dużo wymagam? Ale czy jestem aż tak złym człowiekiem, żeby spotykały mnie takie klęski? Niczego w życiu nie mogę być pewna. Nawet, gdy ktoś pyta mnie, gdzie idę dalej do szkoły, to odpowiadam, że nie wiem lub zmieniam temat. Wszyscy dookoła mnie są już sprecyzowani, co do dalszej drogi kształcenia tylko nie ja. Zawsze jest przecież jakiś warunek, jakieś 'ale'. Nic mnie już w moim życiu nie zdziwi... Czasami mam ochotę oddać się pod służbę Opatrzności. Ale nawet tego nie jestem pewna...



Płynie się zawsze do źródeł pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci.
 Muzykoterapia.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Najpierw dać nadzieję, a później skutecznie ją odebrać.

Znowu przekonałam się, jak mogę polegać na swojej rodzinie. Jest mi cholernie przykro, że we mnie nie wierzą. Najpierw dają nadzieję, a później skutecznie mi ją odbierają. Chodzi o to, że chcę pójść do szkoły z internatem. Dokładniej do technikum weterynaryjnego, oddalonego o 100 km od mojego domu. Rozmawiałam z tatą i stwierdził, że jeżeli jestem pewna, że chcę to robić to mogę iść. Rozmawialiśmy nawet wstępnie, gdzie mogłabym mieszkać. Na drugi dzień, stwierdził,  że to chyba nienajlepszy pomysł. Pójdę do liceum, jest bliżej i będę miała to samo. Próbowałam wytłumaczyć mu, że w technikum będę miała praktyki, co jest dla mnie bardzo ważne. Wiem, że będę zamiatać podłogę w lecznicy czy schronisku, ale kontakt ze zwierzętami zawsze będzie. Przede wszystkim PRZEDMIOTY ZAWODOWE. Rozmawiałam z jedną panią i bardzo polecała mi pójść do tej szkoły, bo na studiach będę miała takie same szanse, jak ci z LO, a dodatkowo już będę obeznana z anatomią, fizjologią itd. Próbowałam wytłumaczyć to skutecznie moim rodzicom, ale oni wymyślali coraz to nowe powody. "Całe życie pod spódnicą mamusi. To technikum jest daleko, nie dasz sobie rady", "a co jeśli po roku czy dwóch stwierdzisz, że jednak nie chcesz tego dalej robić?", "technikum to rok w plecy, w liceum na biol-chem masz to samo", "po liceum też możesz iść na weterynarie". Na wszystko miałam odpowiedź. 'Na studia będę musiała wyjechać jeszcze dalej.', 'Jeżeli przez ostatnie kilka lat mi się nie odwidziało, to dlaczego to miałoby nastąpić teraz?', 'Może technikum mam rok w plecy, ale jest kontakt ze zwierzętami i ich 'wnętrzem' (mam tu na myśli zawodowe), a to jest dla mnie najważniejsze. A jeśli mi się wet nie spodoba to po tym też mogę iść na inne kierunki.' Oczywiście na koniec usłyszałam coś, czego nie chciałam usłyszeć. Tata powiedział: "Wiesz, że nie mam pracy. Jeśli jej nie znajdę za granicą to nie będzie mnie stać, żeby cię tam wysłać". Po tych słowach powiedziałam tylko "rozumiem" i wyszłam. Zrobiło mi się strasznie przykro. Do dzisiaj zanosi mi się na płacz. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Zostaje mi chyba tylko modlić się, żeby tata wkrótce dostał pracę. Wszystko rozumiem, ale mógł mi to powiedzieć wcześniej. A ja już się cieszyłam, że chociaż raz uda mi się spełniać marzenia, bo jak na razie mi się nic nie udaje. Może ja robię coś źle? Może jestem taka beznadziejna? Może za mało się staram? Może ktoś próbuje mi to utrudnić? Może nie to jest mi pisane? Na te pytania chyba nigdy nie uzyskam odpowiedzi...



Pełna smutku, ale z brakiem nadziei Liz.

czwartek, 7 lutego 2013

Dziwne rzeczy.

Ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Zaczęłam inaczej postrzegać swojego kolegę z klasy, z którym dotychczas byłam w relacjach niemalże przyjacielskich. To głupie, bo ja go naprawdę lubię i wiemy o sobie dość dużo, bo często rozmawiamy. Mogę chyba nawet powiedzieć, że jest osobą, z którą najlepiej się dogaduję w szkole. Czasami do siebie napiszemy, ale najwięcej czasu spędzamy w szkole, szczególnie gdy nikogo z nami nie ma. Kiedyś na małej domówce u niego powiedział, że nawet gdyby miał nie wiadomo jak kochaną dziewczynę to przy pierwszej okazji by ją zdradził. Czyli już sami się przekonaliście, że jest to typowy 'lovelas'. Ale gdy podchodzi do mnie czuję się rozpromieniona. Zawsze gdy mnie o coś, poprosi - służę pomocą. Jestem zazdrosna, gdy rozmawia z innymi dziewczynami. Nie mogę się doczekać kiedy pójdę do szkoły i go zobaczę, a co więcej z nim porozmawiam. Czasem się przytulimy, poklepiemy po ramieniu, coś zagadamy zalotnie, ale tak po koleżeńsku i bardziej dla śmiechu. Nikomu o tym nie mówiłam. Nie chcę, żeby coś się między nami popsuło. Staram się to wszystko ukryć w sobie i myślę, że mi się to narazie udaje. Piszę więc tu, bo wiem, że zawsze mogę liczyć na Waszą pomoc, radę i wsparcie, a przede wszystkim na dyskrecję. Ogólnie to chyba zostawię tę sprawę w spokoju. Kiedyś mi przejdzie.

Przepraszam również za moją nieobecność tutaj. Własnie kończą mi się ferie, które przeleciały niepostrzeżenie. Nic w tym czasie nie zrobiłam, a miałam takie ambitne plany. Nie mam nawet o czym tu pisać. Kompletna pustka w głowie. Może ktoś mnie zainspiruje?

Pozdrawiam.
Liz.

wtorek, 22 stycznia 2013

Liebster Blog Awards!

Hej, dawno mnie tutaj nie było, ale wiecie jak jest. Wystawienie ocen, szkoła, zdrowie (o tym za jakiś czas napiszę). Dzisiaj właśnie dowiedziałam się, że zostałam nominowana do Liebster Blog Awards przez Magdę z http://magda-muzyka.blogspot.com/ :) Dziękuję bardzo za nominację! :)

Zasady konkursu:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla bloggerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym, nie możesz nominować osoby, która cię nominowała) oraz zadajesz im 11 pytań.

Pytania:
1. Masz jakieś marzenia?
Mam kilka marzeń, ale narazie nie chciałabym o nich mówić. Wybiegają one daleko w przyszłość. Jeżeli    się spełnią (i jeszcze tu będę) to na pewno o nich napiszę :))
2. Wyjeżdżasz gdzieś na ferie?
Mam w planach wyjazd do Wrocławia, ale nie wiadomo, co będzie z moim chorym kolanem :(
3. O czym najbardziej lubisz pisać na blogu?
Najbardziej lubię pisać na dość kontrowersyjne pytania. Lubię, gdy ktoś zadaje jakieś pytania :)
4. Masz jakiegoś bloga którego najbardziej lubisz, którego często odwiedzasz?
Lubię wiele blogów, nie chcę ich tutaj wymieniać :)
5. Uprawiasz jakiś sport?
Ogólnie to nie. Jeśli mnie ochota najdzie to siatkówka, koszykówka, tenis lub nożna ;p Jak będę miała zdrowe kolano. to mam zamiar zacząć biegać :)
6. Twój ulubiony kolor?
Zielony i niebieski.
7. Wolisz dresy czy rurki?
Chyba rurki. Czuję, że dresy mnie jeszcze bardziej pogrubiają ;x
8. Z jakiej przeglądarki internetowej najwięcej korzystasz?
Google chrome
9. Często piszesz posty? Robisz to chętnie?
Z postami to u mnie różnie. Jeśli mam jakiś pomysł na notkę to oczywiście piszę, zawsze chętnie :)
10. Wolisz facebook'a czy twitter'a? A może nk?
Twittera nie mam, więc nie mogę nic powiedzieć. Ale jeśli mam wybierać to między nk a fb, to zdecydowanie to drugie
11. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Nie mam swojej ulubionej. Zazwyczaj czytam książki wojenne, ale najlepsza to chyba "Mały Książę" :)

Moje nominacje:
http://december-everyday.blogspot.com/
http://alfaiomega-spod-trzepaka.blogspot.com/
http://byoukikibo.blogspot.com/
http://by-klaudia.blogspot.com/
http://flushberry.blogspot.com/
http://so-romantic-story.blogspot.com/
http://bibisstyle.blogspot.com/
http://to-co-najwazniejsze.blogspot.com/
wiem, że powinno być 11 osób, ale nie wiedziałam kogo jeszcze nominować ;(

Moje pytania:
1. Jaki gatunek muzyczny najczęściej słuchasz?
2. Gdzie chciałabyś pojechać?
3. Co najbardziej cenisz w ludziach?
4. Ulubiona potrawa?
5. Morze czy góry?
6. Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa?
7. Co najbardziej lubisz w sobie (chodzi o wygląd i charakter ;))
8. Co chciałabyś w sobie zmienić?
9. Jaki masz cel w życiu?
10. Ulubiony serial?
11. Ulubiona książka?

To tyle na dziś. W przyszłym tygodniu zaczynam ferie. Mam nadzieję, że wcześniej się coś pojawi. Nie wiem o czym mam napisać. Jeśli chcecie, żebym poruszyła jakiś temat lub wyraziła swoja opinię, to śmiało możecie mówić. Chętnie podejmę się każdego wyzwania! ;)


Pozdrawiam.
Liz, xoxo.





czwartek, 3 stycznia 2013

'Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby'

Witam Was w Nowym Roku. Jak spędziliście sylwestra?  W poprzedniej notce mówiłam Wam, że moje plany legły w gruzach. W poniedziałek dowiedziałam się, że jednak mogę iść na zaplanowaną imprezę. Wolałam nie pytać się, dlaczego wcześniej nie chcieli mi na to pozwolić. Tak więc poszłam i powiem szczerze, że nie żałuję. Bawiliśmy się do rana. Z lekkim strachem wróciłam do domu, ale moi rodzice nic nie mówili. Zadawali tylko podstawowe pytania, typu "jak się bawiłaś". Reasumując stwierdziłam, że moi rodzice zrobili sobie jakiś głupi 'joke', test albo nie wiem co. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam spędzić czas ze swoimi znajomymi. 

Dzisiejszy dzień był dla mnie dość ciężki. Trudno jest mi wstawać przed 7. Codziennie obiecuję sobie, że chociaż raz pójdę spać wcześnie. Jak widać jeszcze nie śpię i narazie się nie zapowiada, żebym szybko położyła się do łóżka. Z niecierpliwością czekam na ferie, niestety jeszcze 3 tygodnie. Mam już jakieś wstępne plany, ale narazie nie wiem nic na pewno. Jeśli się coś potwierdzi, to oczywiście o tym napiszę. A Wy kiedy macie ferie? Jak je spędzicie? Życzę miłej nocy.

Liz.