Jak pocieszyć człowieka zdesperowanego do tego stopnia, że jest w stanie porzucić najpiękniejszy dar, jaki kiedykolwiek został dany przez Boga? Zaledwie kilka miesięcy, wydarzeń wzbudziło ogromną niechęć do siebie samego i do całego świata. Jak pomóc osobie, która chodzi z żyletką w kieszeni? Która pod poduszką chowa tabletki usypiające? Która ciągle mówi o śmierci i nie może znieść życia. Wszystko jest do przezwyciężenia. Czasami wydaje Ci się, że jesteś w stanie pomóc wszystkim nawet w najtrudniejszych chwilach. Masz rację, wydaje Ci się, bo nie jesteśmy w stanie uszczęśliwić całego świata. Bezsilność dopada nas z zaskoczenia. Myślimy, że zawsze znajdzie się jakiś pretekst, aby wybić komuś śmierć z głowy. Niestety, nie zawsze to pomaga. Czasami dopada nas ogromy smutek i złość. Zawsze mamy sobie coś do zarzucenia. Jeżeli samemu nie dajesz sobie rady, szukaj pomocy. Nigdy się nie poddawaj, nawet, gdy myślisz, że już gorzej być nie może.
Tak. Piszę tutaj o konkretnej osobie. Wczoraj wieczorem mój przyjaciel próbował popełnić samobójstwo. Łyknął jakieś prochy. Na szczęście jego siostra w porę weszła do pokoju i po jakimś czasie był już w szpitalu. Czuję się winna. Niestety nie tylko ja. Mówił nam już o tym kilka razy, jednakże zawsze udawało nam się jakoś go odsunąć od tej myśli. Byliśmy przekonani, że tak będzie i tym razem. O co chodzi? Stracił 'miłość swojego życia'. Jego dziewczyna jakiś czas temu zginęła w wypadku samochodowym. Był załamany. Bardzo się kochali, wyglądali na bardzo szczęśliwą parę. Wszyscy żartowali sobie, że zostaną ze sobą do końca życia i nie będą mogli spróbować żyć z kimś innym. Chyba wziął sobie to do serca. Całe szczęście lekarzom udało się go uratować. Byłam już dzisiaj dowiedzieć się czegoś w szpitalu, jednakże nie chciano mnie do niego wpuścić. Dowiedziałam się tylko od jego ojca, że w ostatniej chwili trafił do szpitala i teraz ma się już lepiej. Będzie pod opieką psychologa. To straszne. Kilka minut zwłoki i mogłoby już go nie być. Nie mogę się załamywać. Musze mu pokazać, że jestem z nim i pomogę mu. Dam z siebie wszystko i razem z tego wyjdziemy. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale nie poddam się. Przyjaźnimy się już kilka lat i znam go bardzo dobrze. Wiem, że zawsze walczył o swoje, nigdy się nie poddawał, był człowiekiem niemalże idealnym pod względem 'waleczności' i wytrwałości. Zawsze to ja potrzebowałam od niego pomocy. Zawsze to ja prosiłam go o wsparcie. Teraz czas się zrewanżować. Kocham go jak brata i będę walczyć o jego szczęście. Śmierć to nie jest wyjście. Samobójstwo to tchórzostwo, a nie ucieczka od wszystkiego. Nie rozwiążemy w ten sposób żadnych problemów. Wręcz przeciwnie. Porzucone i nieogarnięte zostaną tutaj i już nigdy nie dowiemy się prawdy. Jest mi strasznie trudno w tej sytuacji. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mam wsparcie w rodzicach, którzy pomogą mi być silną. Możliwe, że nie wiedzą, co teraz oboje przechodzimy, ale starają się nas zrozumieć. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Zdaję sobie sprawę, że nie stanie się to w tydzień, czy miesiąc. Jestem gotowa na poświęcenie i nawet wieloletnie wsparcie. Nigdy go nie opuszczę. Będę zawsze przy nim, aby nigdy nie czuł się samotny...
Za jakiś czas może napiszę, jak się sprawy mają. Narazie nie pozostaje nam nic innego, jak wiara i nadzieja, na lepsze jutro. Pamiętajcie, że śmierć nie jest wyjściem. Zawsze będzie ktoś , kto Wam pomoże. Nie zapominajcie o tym. Dobranoc.
Liz.
Masz racje. Owszem śmierć to tylko tchórzostwo, ucieczka przed brutalna rzeczywistością. Ale może spróbuj go lepiej zrozumieć, ponieważ mam wrażenie, że jego decyzja nie była jakaś tam dziecinna tylko naprawdę wierzył w to co chce zrobić. Może chciał się z nią spotkać, TAM daleko, a może po prostu nie dawał sobie rady ze samotnością. To wstrząsające co może zrobić miłość - zabić czy zostawić przy życiu. Myślę, że gdybym sama kochała kogoś ba zabój, a on zginąłby to również nie poradziłabym sobie. To trudne. Sama wielokrotnie miałam myśli samobójcze, ale stchórzyłam i dzisiaj tego nie żałuje. Zastanawiam się tylko czy komukolwiek zależało by na mnie tak jak tobie zależy na nim.
OdpowiedzUsuńAle nie o tym. Nie mogę się pozbierać, ułożyć myśli. Mam wrażenie, że to jedyne co czuje teraz po przeczytaniu twojego posta. Smutne i prawdziwe.
POZDRAWIAM
Super super i jeszcze raz super bloog ,niezły w pis również zapraszam do mnie :P
OdpowiedzUsuńWiem, że moja interpretacja jego zachowania może nie być poprawne, ale jestem jeszcze w szoku. Mam tysiące myśli na minutę i naprawdę nie jestem narazie w stanie tego ogarnąć. Musi upłynąć trochę czasu...
OdpowiedzUsuńRozumiem, sama również tak się czułam.
OdpowiedzUsuńMój były również próbował popełnić samobójstwo - łykał tabletki, ale na szczęście znalazłam go i zawieźli go do szpitala. Też nie mogłam się utrząsnąć, byłam naprawdę w wielkim szoku.
Żałuje tylko, że nie mam teraz z nim kontaktu, a ponieważ wyprowadziłam się stamtąd on nie wybaczył mi i pewnie tego nie zrobi. wiem tylko, że próbował jeszcze pare razy, a teraz jest w zakładzie. Stoczył się :(
Nie popełnij tego samego błędu i nie zostawiaj go :)
To smutne :(
OdpowiedzUsuńNie zostawię go, choćby nie wiem co! Jest dla mnie bardzo ważny. Pomogę mu!
Obyś wytrwała ! Jestem z tobą :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy, pierwszy rozdział na http://nieswiadomysen.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń