Nie mogłam się dzisiaj powstrzymać i musiałam napisać kilka słów. Wczoraj wieczorem coś się ważnego wydarzyło. Dostałam propozycję miłego spędzenia wieczoru w jeden z dni długiego weekendu. Bardzo chciałabym się tam dostać. Będzie ON, ale niestety to jest poza granicami mojego miasta i nie mam się tam jak dostać. Jest to dla mnie trochę trudna sytuacja, bo nie widziałam go już bardzo dawno. W sumie reszty znajomych też. Minęły już ze 2-3 miesiące, kiedy ostatnio z nimi rozmawiałam, kiedy ostatnio z nim rozmawiałam... Czasem myślę, że już zapomniałam, ale wspomnienia wracają jak bumerang. Nasze ostatnie spotkanie... Zamieniliśmy ze sobą tylko kilka słów, błahe "cześć" na powitanie, chwilę rozmawialiśmy, o tym co u nas słychać i to wszystko... Resztę spotkania przebiegało bardzo dziwnie. Było nas dosyć dużo, kilku osobowa grupka. Siedzieliśmy prawie naprzeciwko siebie, kilka razy udało mi się złapać jego wzrok, jednakże to było bardzo trudne (chyba dobrze się kamuflował). W pewnym momencie oboje spojrzeliśmy na siebie. Mało, co z tego pamiętam. To było bardzo nad zwyczajne. Nie wiem nawet ile czasu to trwało, wiem jednak, że zrobiłam bardzo złą rzecz. Nie mogłam wytrzymać tej presji, zadawałam sobie tyle pytań ("dlaczego on się patrzy, coś ze mną nie tak?", "dlaczego nie podejdzie, nie porozmawia"), a jednocześnie byłam w niebo wzięta. W pewnym momencie spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie tego znieść. Moje serce tak mocno biło, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Później jego wzrok już nie był łatwo dostępny, ciągle patrzył się w okno. W końcu zrezygnowałam, musiałam już wracać do domu. Nie miałam nawet kiedy się z nim pożegnać. Rozmawiał z kimś, kiedy ja wyszłam. Rzuciłam mu tylko spojrzenie, nie wiem czy je dostrzegł. Do dzisiaj tego żałuję. Jestem na siebie wściekła, że przepuściłam taką okazję. Niestety to nie zdarzyło się raz. To był mój drugi, fatalny wypadek. Przedtem, na innym spotkaniu, również zatrzymaliśmy na sobie wzrok. Miałam na kolanach telefon, niestety wyciszony. Koleżanka napisała mi SMSa... przestraszyłam się i spuściłam wzrok. Potem już nie mogłam go dorwać. Wiem, że to jest głupie, ale dla mnie to bardzo ważne chwile. Nasze najbliższe spotkanie mogłoby być kolejną szansą. Ja nie liczę na nic szczególnego. Chciałabym tylko utrzymywać z nim kontakt. Chciałabym, aby czasem napisał do mnie jakąś wiadomość, czy zadzwonił. Jest on dla mnie szczególną osobą, której nie chciałabym stracić. Ma coś w sobie wyjątkowego, co powoduje, iż bardzo mi go brakuje. Niestety zbliża się zima i nasze możliwe spotkania ograniczą się do prawdziwego minimum. Może spotkamy się kiedyś na przypadkowej imprezie. Może spotkamy się kiedyś na środku ulicy. Wtedy powie przełomowe "cześć dziewczyny", tak jak to do tej pory bywało (spotykałam go kilka razy w obecności moich koleżanek, które on oczywiście zna). To wszystko jednakże było przed tym feralnym spotkaniem z naszymi wspólnymi znajomymi. Teraz nie wiem, co by powiedział. Nie wiem, czy on mnie jeszcze pamięta. Póki co, głowię się jak załatwić sobie transport. Poprosiłabym mojego tatę, ale oczywiście byłoby tysiące pytań, możliwe nawet, że by mnie nie puścił. Ostatnio powiedziałam, że nocuję u koleżanki, zawiózł mnie wtedy kolega. Teraz nie mam pomysłu, czym mogłabym się tam dostać. Muszę się z tym przespać, przemyśleć sobie, czy w ogóle warto tam jechać, czy warto przywoływać to wszystko, co już było, minęło. Pewnie jest tak, że tylko mi się coś ubzdurało, wydawało mi się to, że on na mnie patrzy, przyśniły mi się te momenty, kiedy to patrzeliśmy na siebie. Pewnie to był tylko sen. Piękny z fatalnym zakończeniem... Tak bardzo chcę się dowiedzieć, co on czuł, co czuje. Wydaje mi się, jakby był on moim odwiecznym przyjacielem. Kiedy go poznałam, byłam nad jeziorem z koleżankami, on był ze swoimi znajomymi, których moje koleżanki wcześniej znały, jego niestety nie. Spędziłam z nim kilka dni. Dostrzegłam w nim kogoś wyjątkowego, dopiero w ostatnich dniach naszego pobytu. Wtedy też mieliśmy okazję ze sobą porozmawiać, chwilę, ale porozmawialiśmy. Teraz się zastanawiam, jakby to było, gdyby to wszystko się inaczej potoczyło. Mam masę pytań, na których nie potrafię sobie odpowiedzieć, na które prawdo podobnie nigdy nie poznam odpowiedzi. To dla mnie bardzo trudne. Wiem, że pisałam, iż nie wierzę w młodzieńczą miłość, ale to jest coś innego... To jest coś nadzwyczaj dziwnego. To jest coś, co być może nie potrwa długo, ale będę miała nauczkę na przyszłość. To nie jest tak, że ja sobie nie mogę z tym poradzić, ja po prostu duszę to w sobie. Na co dzień nie odczuwam takiej tęsknoty. Dopiero, gdy jestem sama, powspominam dobre czasy, dopiero, gdy posłucham pewnego nagrania, w którym uczestniczą moi znajomi, również on, dopiero, gdy kilka nocy z rzędu mi się przyśni (uwierzcie mi na słowo, ze robi to bardzo często), dopiero dociera do mnie to wszystko...Wiem, że kiepska ze mnie pisarka, ale wyznałam tutaj coś, o czym nie lubię mówić. Coś o czym wspominam bardzo rzadko (przynajmniej się staram). Czasami tylko to mnie przytłacza i mam ochotę wykasować swoją pamięć.
Mam nadzieję, że nikt nie pomyśli sobie o mnie różnych dziwnych rzeczy. Nie jestem jakąś tam zakompleksioną, bezgranicznie i nieszczęśliwie zakochaną nastolatką. Jestem po prostu osobą, która pragnie jakiejkolwiek bliskości z drugim człowiekiem. Na ogół jestem bardzo szczęśliwa, ale niekiedy przychodzą takie dni, kiedy ma się dość wszystkiego i zastanawia się nad różnymi rzeczami. Dla mnie chyba ten czas właśnie nastał. Mam nadzieję, że moja historia nie znudziła i ktokolwiek będzie w stanie to przeczytać i ogarnąć. Tymczasem idę pod prysznic i od razu kładę się do mojego cieplutkiego łóżeczka. Mam nadzieję, że moja chrapiąca psina, która właśnie leży obok mojego łóżka na legowisku nie będzie dzisiaj tak straszliwie chrapać, jak to ma zazwyczaj robić :) Miłej nocy i ewentualnej lektury.
xoxo
Liz.